Jest rok 1942, świat spowity kłębami wojennego dymu. Dookoła słychać wybuchy bomb i wycie syren alarmowych. Wsiadasz do samolotu, ostatni spokojny oddech i startujesz z pokładu lotniskowca – tak oto nadszedł dzień Twojej chwały.
1942 jest typową grą zręcznościową, liczy się refleks i stalowe nerwy. Gracz wciela się w postać pilota samolotu szturmowego, który zostaje wrzucony w sam środek piekła.
Oprawa audiowizualna jest dosyć “skąpa”, co moim zdaniem dodatkowo oddaje surowe warunki, jakie stawiała ludziom II Wojna Światowa. Grywalność – tu z kolei 1942 prezentuje się bardzo przyzwoicie. Niby nic nadzwyczajnego, lecimy przed siebie i rozpruwamy z działka wrogie zera, w praktyce jednak, gdy ekran aż roi się od przeciwników, można na skórze odczuć delikatne dreszcze i szybsze bicie serca. Podczas lotu jesteśmy w stanie wykonać pętlę, która pozwoli nam uniknąć przemykających obok nas pocisków, w powietrzu zbieramy “power-upy”, zwiększające moc naszych dział i pomagające rozgromić hordy natrętów 🙂 Poziom trudności jest dosyć wysoki (w dodatku narasta z każdą kolejną misją), ale po kilku rozgrywkach jesteśmy już gotowi, by siać spustoszenie i stać się królami przestworzy 🙂 Samych misji jest 32, ale uwierzcie, że w niektórych spadnie Wam kamień z serca, gdy ujrzycie lotniskowiec, na którym można spokojnie osiąść (tak kończy się większość plansz).

Jeśli chodzi o tryby rozgrywki, programiści z Capcom dali nam możliwość gry pojedynczej oraz dwuosobowej (nie latamy razem – gdy jeden zostanie zestrzelony, do akcji rusza drugi). Jak widać tryby gry standardowe, grafika i muzyka hmmm… słabe, w takim razie co jest takiego cudnego w tej grze? No właśnie – ma w sobie to “coś”.

Tytułem podsumowania – 1942 jest już absolutną klasyką, w którą każdy (podkreślam KAŻDY) powinien zagrać. Nie ma tu żadnych wizualnych fajerwerków, ale klimat rekompensuje to z nawiązką. To jak? Startujemy? 🙂

Recenzja – Evil